sobota, 10 sierpnia 2013

Blaise

  Może większość z was inaczej wyobraża sobie Blaise Hill, niż ta która jest w nagłówku, ale chcę żebyście zobaczyli jaką ja ją sobie wyobrażam. To popularna aktorka Britt Robertson, ale stwierdziłam, że idealnie nadaje się do roli Blaise. Mam dla was kilka jej zdjęć ^^





 ^^




Rozdział 10

Przytuleni do siebie zaczęliśmy główkować nad zagadkami, które pojawiły się w naszym życiu.

- Jeśli chodzi o figurkę tego ptaka- trzymałam ją w ręce- to myślę, że chodzi o wolność. Poszperałam trochę na ten temat i ptak ma różne znaczenia, ale to wydało mi się najodpowiedniejsze. Może powinniśmy go... Sama nie wiem, no bo jak można wypuścić figurkę?!- sama gubiłam się w tym co mówiłam.

- Wydaje mi się, ze możesz mieć rację.- wziął ptaka z moich rąk- Ale z tym wypuszczaniem go to może być przenośnia.
 
- Może powinniśmy z nim wyjść na dwór?

- Ok, możemy pójść.- wstaliśmy i poszliśmy za mój dom. Była tam mała altanka, w której usiedliśmy.

- Aha! Zapomniałam, chcesz coś do picia?- speszyłam się trochę, bo Mick przy samych drzwiach wczoraj spytał mnie o to, a ja taka nieogarnięta godzinę po jego przyjściu...

- Nie, dzięki. To co z tym ptakiem? Rzucamy nim do góry żeby nauczył się latać czy raczej...- nie dałam mu skończyć. Olśniło mnie. Nie zastanawiając się wstałam wzięłam ptaka i rzuciłam nim tak wysoko jak tylko umiałam. Po sekundzie dotarło do mnie, ze jest on w części z drewna i się roztrzaska.

- Co ty robisz?! - krzyknął Mick. W tym momencie ptak spadł na ziemię i się roztrzaskał. To wszystko działo się tak szybko. Podeszłam do szczątek ptaka. Zobaczyłam, że nie roztrzaskał się on tylko otworzył wpół.

- Mick! Choć tutaj szybko. To był dobry pomysł. Jesteś genialny!- rzuciłam mu się na szyję. Chyba nie zrozumiał o co chodzi bo nie odwzajemnił uścisku. Puściłam go więc, przykucnęłam przy ptaku i wysypałam jego „wnętrzności”. Wypadły dwie niewielkie fiolki. Jedna z niebieskim płynem, druga z czerwonym. Podniosłam je, sprawdziłam czy nic nie zostało. Wypadła też malutka karteczka. Pobiegłam do altanki.

- Jak myślisz, co to za płyny?- spytałam Michaela, gdy do mnie dołączył.

- Nie mam pojęcia. Tylko przypadkiem ich nie pij!- krzyknął

 - Nie miałam zamiaru...- Przyznaję, przeszło mi to przez myśl, ale nie mogłam się przyznać.- Jest też jakaś karteczka, ale jest taka malutka, ze nie umiem się doczytać. Widzisz tutaj coś?- podałam mu karteczkę. Mick pokiwał głową i zaczął czytać na głos! Boże...

 - „ Wypij, jednak nie zadław się nadmiarem mocy. Sam nie udźwigniesz piekła i nieba.”. Tak tutaj pisze. Jasne, kolejna zagadka.

- Co tutaj do odszyfrowywania? Przecież wszystko jasne. Przykładowo ja nie mogę sama wypić piekła i nieba. Załóżmy, że są to przenośnie kolorów czerwony i niebieski. Musimy to wypić oboje. Wtedy dostaniemy jakąś moc...

- Blaise...- powiedział to bardzo poważnym głosem- Czy jak ktoś z nas wypije piekło...- przerwał i spuścił wzrok

- Ja je mogę wypić. Ty wypijesz niebo czyli niebieską fiolkę. Może to po prostu chodzi o ogień i wodę. No wiesz panowanie nad tymi żywiołami tdede, itepe. Ja się nie boję.- złapałam go za rękę.

- Skąd masz taką pewność?

- Sama nie wiem. Zaufajmy mojej intuicji. Już raz mnie nie zawiodła ( patrz rzut ptakiem). Nie musisz pić nieba. Możesz w ogóle nie pić jak nie masz ochoty, zrozumiem.

- Niech ci będzie, pijemy na trzy, tak?- uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech i podałam mu niebieską fiolkę. - A co jeśli po wypiciu „piekła” staniesz się zła?- spytał

- Yyy... To wtedy użyjesz swojej dobraci z „nieba rodem” i mnie uratujesz.- wyszczerzyłam się do niego.- Dobra, raz...- zaczęłam odliczać. Nie czułam żadnych wątpliwości- Dwa,... Trzy!- w tym samym momencie wlaliśmy sobie do gardeł fiolki.

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 9

Przepraszam, ze tak długo nie pisałam. Jakoś wyskrobałam ten rozdział, ale kompletnie nie mam weny!


Kiedy doszłam do domu od razu zadzwoniłam co Micka. Po dwóch sygnałach odebrał.

- Hej, właśnie wróciłam do domu. Wpadniesz do mnie?

- O, no jasne. Będę za pół godziny ok?- wydawał się bardzo uradowany

- Spoko. Wpadłam na jakiś trop związany z tym ptakiem, ale to nie na telefon.


- Ja myślałem nad naszymi ojcami i też coś wymyśliłem... Pogadamy u ciebie. Na razie


- Ok, do zobaczenia.- rozłączyłam się

Poszłam do kuchni zjeść lazanię z lodówki, a potem pobiegłam do pokoju się przebrać. To był dopiero trudny wybór! W końcu postanowiłam ubrać t-shirt opadający na jedno ramię i jasne jeansy z dziurami po bokach. Nie chciałam wyjść na jakąś laskę, która myśli tylko o randkowaniu. Ale co my właściwie robiliśmy? Spotykaliśmy się od kilku dni po szkole. Dobrze się razem bawiliśmy... No i oboje jesteśmy sobą zainteresowani... Chyba! Pora na szczerą rozmowę. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach rozczesując palcem rozpuszczone włosy. 

- Hej Mick!- zawołałam zbyt energicznie
 - Witam.- uśmiechnął się do mnie

 - Choć, jesteśmy sami jak by co.- zaśmiałam się

Weszliśmy na górę do mojego pokoju. Zaczął mnie boleć brzuch. Dlaczego??!!

- To co wymyśliłaś z tym ptakiem?

- Słuchaj... Możemy o tym pogadać za chwilę?- spytałam nieco zmieszana. Tylko ja znałam moje zamiary

 - No jasne, a o czym chcesz gadać?- spytał nieco zdziwiony. 


- Colin miał kare wtedy co ja. I jak tak sami siedzieliśmy sobie to jestem prawie na 100 procent pewna, że chciał mi wyznać miłość. A że ty mi się podobasz spanikowałam i powiedziałam mu. No...- w tym momencie Michael mi przerwał:

 - Że chodzimy?- na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.

 - No właśnie nie...- poczułam, ze się czerwienię- Powiedziałam, że wolę dziewczyny...- spojrzałam na niego czekając na jakąś reakcję. On popatrzał na mnie i powiedział:

 - To może zrobimy tak: jeśli wolisz dziewczyny to zostaniemy przyjaciółmi, a jeśli przepadasz za chłopakami to...- teraz ja mu przerwałam, przesunęłam się do niego i go pocałowałam. Tak jak w filmach... On na szczęście odwzajemnił pocałunek, który trwał około 5 minut. Gdy się wreszcie od siebie oderwaliśmy nie potrafiłam złapać tchu.

 - Czyli jednak wolisz chłopców?- spytał śmiejąc się Mick. Ja tylko uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.

- To oznacza, że teraz jesteśmy razem?- spytał niepewnie
 - Jeśli chcesz...- odpowiedziałam najbardziej niepewnie jak tylko było możliwe. On tymczasem przysunął się i drugi raz mnie pocałował.

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział 8

Lekcje minęły szybko. Pożegnałam się z Mickiem, który powiedział gdzie mam iść. Właściwie to jeszcze nie byłam w tej części szkoły. Ta „ karna” klasa była na samym końcu w części polonistycznej. „ Super” - pomyślałam- „ Mam ważniejsze sprawy na głowie niż siedzenie godzinę w klasie za śmianie się...” lekko podirytowana podeszłam do drzwi numer 13 ( tak, tak pechowy...) i zapukałam. 

- Proszę!- wyraźnie usłyszałam. Weszłam do środka i od razu zauważyłam Colina siedzącego w jednej z podwójnych ławek. Uśmiechnął się do mnie. Podeszłam do biurka nauczycielki.

- Usiądź sobie obok Colina. Będą tutaj otwarte drzwi więc będę słyszeć jeśli zechcecie porozmawiać. Wtedy przedłużę wam karę o 30 min. Miłego siedzenia.- powiedziała bezbarwnym wyuczonym głosem i wyszła z klasy. Colin momentalnie się rozluźnił.

 - Zawsze tak gada, a i tak nigdy nie przychodzi. Kojarzysz pana z informatyki? Ona zawsze się do niego wymyka. Ludzie po 50 nie powinni tego robić.- oboje się skrzywiliśmy

 - Za co tutaj jesteś?- spytałam 

- Trafiłem piłką w panią z matmy.- zaśmiał się. Pierwszy raz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Jego oczy były jaśniejsze od czekoladowych włosów. Miał długie ciemne rzęsy, których spokojnie mogłam mu pozazdrościć. Jego mały nos był bez skazy. Usta niczym specjalnym się nie wyróżniały. Możliwe, że uszy lekko mu odstawały.

- Co?- wyrwał mnie z zamyśleń

- Nic, nic.- szybko odpowiedziałam

- Mogę cię o coś spytać?- pokiwałam podejrzliwie głową- Jesteście z Michaelem? No wiesz razem?- nie wiadomo czemu zrobił się lekko różowy

- Nie. Tylko się przyjaźnimy...- „ Na razie” pomyślałam

- Aha. To dobrze... Bo wiesz... Chciałem ci tylko powiedzieć, że...- OMG czy on chce mi wyznać miłość?! Muszę coś wymyślić!

- Słuchaj. Ja nie... Nie lubię chłopaków.- to oczywiście nie było prawdą!

 - Ach tak... Przykro mi.- wydał się bardzo speszony

- Możemy zostać przyjaciółmi. - zaproponowałam

- Jasne. Mówisz jak dziewczyna, która po złamaniu serca chłopakowi chce się z nim przyjaźnić.

- Przepraszam.- Resztę kary siedzieliśmy cicho. W co ja się wpakowałam! On na 100% powie o tym Mickowi. Jeszcze pomyśli, że podrywała go lezba. Och mózgu! Nie miałeś lepszego pomysłu?! A ty języku nie mów tego co uważasz za niestosowne... Boże, odbija mi! No jeszcze tylko 5 minut. W tym momencie do klasy weszła nauczycielka pełna energii.

- Och dzieci. Byliście tak cichutko. Możecie już iść do domu.- od razu wyszła z sali

- To do zobaczenia.- rzuciłam przez ramię do Colina

- Tak, tak...

Na zabicie myśli puściłam sobie „Margaret- It will be lovely day”. Ta piosenka zawsze mnie uspokajała. Pierwszy raz wracałam sama. Zawsze towarzyszył mi Mick. Nagle coś przyszło mi na myśl. Ten ptak! Ptak oznacza wolność, prawda? Tak, to jest ten trop!

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 7

  Gdy doszłam do domu zjadłam wielką pomarańczę i od razu usiadłam w moim fotelu. O co chodzi z tym ptakiem?! Myślałam, myślałam, ale tego wieczora nic nie wymyśliłam. Dopiero mój sen okazał się przydatny.

- Byłam w chmurach. Mogłam spokojnie się po nich przemieszczać. Na horyzoncie zobaczyłam jakąś postać. Nie potrafiłam jej rozpoznać jednak czułam, że muszę do niej pobiegnąć. Nie zrobiłam tego... Ja pofrunęłam! To było wspaniałe uczucie. Kiedy pokonałam może z połowę drogi do postaci ona skoczyła. No wiesz, z chmur na ziemię. Ja taka zszokowana chciałam ją złapać. Już prawie, prawie ją miałam. Jednak to było za mało. Postać roztrzaskała się o beton jakby była z porcelany.

- Interesujące... - wyszeptał Mick- To faktycznie może mieć jakiś związek z naszą zagadką.

- Pytanie: Jaki?- powiedziałam 

- Teraz się tego nie dowiemy. Pora wziąć się za szkołę panno Hill. Pewnie przydałyby ci się jakieś korepetycje, hm?- spytał z udawanym akcentem

- Oczywiście szanowny Michaelu. Czy raczyłbyś mi w tym pomóc?- prawie dławiłam się ze śmiechu

- Z największą przyjemnością. - on nie wytrzymał. Zaczął tracić ze śmiechu równowagę i zanim zdążyłam go ostrzec wpadł prosto na Sharon. Ona też straciła równowagę i upadła prosto pod nogi nauczycielki angielskiego. Zdążyłam ją już trochę poznać. Nie była zbyt sympatyczna.

- Co to ma znaczyć panno Swift?!- byłam zdziwiona, że tak powiedziała, bo nigdy nie słyszałam jeszcze nazwiska Sharon. Michael dalej nie umiał złapać oddechu więc postanowiłam zabrać głos.

- Przepraszam. To moja wina. Rozśmieszyłam Michaela, a on stracił równowagę i wpadł na Sharon, która upadła...- trochę to zagmatwałam, ale nauczycielka chyba zrozumiała

- W takim razie panno...- zapomniała mojego nazwiska. Świetnie...

- Hill. - podpowiedziałam

- Panno Hill, zostaniesz dzisiaj po lekcjach za robienie zamieszania w czasie przerwy. -ostatnie słowa prawie wysyczała

- To jakiś żart?- spytałam z niedowierzaniem

- Dodać ci jeszcze karę za brak szacunku dla nauczyciela?- zezłościła się

Nic na to nie odpowiedziałam. Popatrzyłam na Sharon i Michaela, który złapał oddech i zrobił się poważny. Pokiwali tylko głową i dali mi znać, że z nią nie wygram. Dlatego powiedziałam tylko:

- Ma pani rację. Zachowałam się bardzo nieodpowiedzialnie. Zasługuję na karę.- uśmiechnęłam się i odeszłam. Wiedziałam, że nauczycielce opadła szczęka. Ponadto słyszałam chichoty moich przyjaciół. Zaraz zaraz... Czy ja użyłam słowa przyjaciół?! Tak! Wreszcie mam prawdziwych PRZYJACIÓŁ... W sumie to bardzo dobrze, że wybrałam tą szkołę.






   Ciuszek Blaise tego dnia.

piątek, 10 maja 2013

wolne

 Robię sobie wolne od bloga. Powiem wam dlaczego.

Pamiętacie moją papugę- Frugo?
Frugo- film

Mój pies ją zagryzł. Nie żyje. Pewnie wydaje wam się "no trudno, to tylko papuga, współczuję". Wcale tak nie jest. Mieszkała w całym moim sercu. Była dla mnie wszystkim. Dlatego mam krótko mówiąc żałobę. Nie mam siły pisać, ani blogować. Przykro mi. Wrócę kiedy będę gotowa.


Do zobaczenia,
wasza Pałka♥

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 6

- To znaczy, że nasi rodzice mieli ze sobą coś wspólnego?- spytał mnie Mick

- Czy ja wiem... Może nasi ojcowie mieli na sobie jakąś klątwę i nie było im pisane życie w normalnej rodzinie... Może zbuntowali się i postanowili tak żyć. Jednak ta cała klątwa zadziałała w tym samym czasie i spowodowała, że ojcowie pokłócili się z żonami i w zdenerwowaniu poszli na ulicę ( w moim przypadku do auta) i jakimś dziwnym trafem mieli wypadek... - wszystko to powiedziałam bez przerw między wyrazami. Czekałam aż Mick coś odpowie, ale siedział tylko z otwartą buzią. Trochę zmieszana spytałam:

- No co?

- Wow... Niezłą masz wyobraźnię.- wybełkotał

- Przepraszam. Nie wiem dlaczego przy tobie mogę mówić to co myślę... Tak swobodnie się tutaj czuję, że chyba troszkę się rozpędziłam.- powiedziałam

- Nie, nie! Nie o to chodzi. Właśnie za to cię lubię...- jego policzki lekko zaróżowiły się

- Heh... To miło...- obdarzyłam go najpiękniejszym uśmiechem jaki potrafiłam stworzyć. Nagle coś przykuło moją uwagę.

- Ej Mick, co to? O tam na kominku? To świeci...- wstałam żeby zobaczyć to z bliska

- Nie mam pojęcia. Co to...- nie dokończył, bo był zajęty podchodzeniem do kominka. Kiedy znaleźliśmy się dostatecznie blisko w tym samym czasie poczuliśmy pieczenie. To naszyjniki nas paliły.

 - Ja nie mogę... Znowu jak z jakiegoś filmu. Założę się, że musimy je złączyć, prawda?- spytał

- Tak mi się wydaje...- ściągnęłam naszyjnik, a Michael wyjął go z kieszeni. Powoli przytknęliśmy je do siebie. Tak jak się tego spodziewałam- zaczęły świecić. Dokładnie na ten sam niebieskawy kolor co płytka na kominku. Jednak w tym momencie na niej powstał kształt przypominający nasze złączone naszyjniki. Bez słowa przysunęliśmy je tam. W mgnieniu oka płytka odskoczyła odsłaniając to co kryło się za nią.

- Tam coś jest!- krzyknęłam

- Poczekaj, wyjmę to.- sięgnął po tajemniczy przedmiot i po chwili trzymał go w rękach. 

- To przypomina... Ptaka?- myślałam na głos

- No... Zmutowanego, ale przypomina.- uśmiechnął się Mick

Dotknęłam tego. Było to pomieszanie metalu z drewnem. Dziwne...

- Figurka na kominek.- zażartował Michael

- O nie! To będzie stało u mnie. Ok?- spytałam

- Jasne. Może wymyślisz co można z tym zrobić?

- Gdy usiądę na moim fotelu to na pewno pomyślę co z tym zrobić, ale czy wymyślę to już inna bajka.- chwila ciszy- To ja już może pójdę...

- Jak chcesz... Możesz tutaj wpadać kiedy zapragniesz.

- Ty do mnie wpadaj jutro po szkole!- uśmiechnęłam się

-  Jasne, jasne. Przyjdę na pewno.- odpowiedział

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 5

Ubrałam czarny kapelusz ze znaczkiem pumy, schowałam komórkę do kieszeni i wyszłam z domu. Droga do Mick'a zajęłam mi około 20 minut. Nie dlatego, że była taka długa, tylko zgubiłam się z trzy razy... Kiedy doszłam zobaczyłam wielki, niebieski dom. Miał inny kształt niż reszta domów w okolicy. Podeszłam do drewnianych drzwi i zadzwoniłam na dzwonek. Po około trzech sekundach Mick już je otworzył i zaprosił mnie do środka.

- Wow..- tylko to zdołałam z siebie wykrztusić.

- Heh, rozgość się.- obdarzył mnie pięknym i ciepłym uśmiechem.- Moja mama wraca o 21:00 więc mamy sporo czasu. Może najpierw pokażę ci mój pokój?- pokiwałam głową – Chcesz się czegoś napić?

- Ok, może być woda.- zaprowadził mnie do swojego pokoju po czym wyszedł i zostawił mnie na chwilę samą. Miałam czas na rozglądanie się. Zaczęłam od zlokalizowania okna, które w przeciwieństwie do mojego było bardzo małe. Ściany miały beżowy kolor, a na łóżku była biała pościel. Przy ścianie stał tak samo biały kominek. Na nim mnóstwo zdjęć Michaela z rodziną i przyjaciółmi. Miał tutaj porządek. Ten pokój był o wiele większy od mojego, ale te okno...Po chwili Mick wrócił z napojami.

- Dzięki. Może jeśli mamy czegoś szukać to powinniśmy coś wiedzieć o swoich ojcach?- spytałam

- Nikomu jeszcze nie opowiadałem historii mojego taty jaką znam.

- Ja też nie... Ale mogę zacząć. Ja opowiem, a potem ty tak?- upewniłam się. Nie chciałam wyjść na desperatkę.

-Jasne.- odpowiedział siadając koło mnie na łóżku. Zaczęłam opowiadać.

- Moi rodzice poznali się na przystani. Wtedy moja mama jechała na rowerze tak jak mój tata. Jednym słowem zderzyli się na drodze. Tata pomógł mamie wstać i tak od słowa do słowa zaprosił ją na kawę i ciasto. Nie znam ich dalszych losów aż do momentu, w którym się urodziłam. Przez parę lat żyliśmy jak zwykła rodzina, ale potem rodzice pokłócili się i ojciec wyjechał. W drodze miał wypadek. Nie wyhamował na zakręcie i spadł z samochodem z urwiska. Zginął na miejscu. Prawie wcale go nie pamiętam. Później żyłam razem z mamą bardzo normalnie. Jestem zwykłą nastolatką i ten cały naszyjnik nie trzyma się kupy...

- Moja historia jest bardzo podobna. Rodzice poznali się na wakacjach w górach. Okazało się, że mieszkają w tej samej dzielnicy. Zakochali się w sobie i założyli rodzinę. Tak jak u ciebie kilka lat żyliśmy normalnie, aż moi rodzice mieli kłótnię, mój tata wyszedł zły z domu i na ulicy potrącił go tir. Tragiczne, ale prawdziwe. Moja mama bardzo rzadko go wspomina. Dopiero dziś rano... Co mają do tego te naszyjniki?!

- Gdybym tylko wiedziała... Czekaj! Którego jest rocznica śmierci twojego taty?- spytałam

- Pierwszego maja. A czemu pytasz?

- O mój boże!!! To zupełnie tak samo jak mojego...- zaczęło mi się kręcić w głowie, ale kątem oka zobaczyłam, że Mick jest blady jak pościel na jego łóżku.



Mam nadzieję, że wam się spodobało :-)

Zawaliłam xD

 Pod poprzednim postem było mnóstwo komentarzy. Poczytałam, pomyślałam i bardzo was przepraszam. Wcześniej wydawało mi się pisanie tego opowiadania bardzo łatwe dlatego napisałam, że będzie co dwa dni. Przeceniłam swoje możliwości. Tym razem przysięgam, że zabieram się po napisaniu ten notki ( 19.04 17:00) do wcześniejszego przypomnienia sobie opowiadania i napisania kolejnego rozdziału. Może umówmy się na przynajmniej jeden rozdział na tydzień? Wiem, że to długo, ale nie wchodzę na laptopa tak często jak w zimę ( rozumiecie- wiosna). Dobra zabieram się do pracy!

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 4

Mick już czekał pod bramą. Był oparty o mur i wyglądał przy tym jak jakiś model. Chyba powinnam nakarmić potwora w moim brzuchu, bo chyba się obudził... Podeszłam do Micka bez słowa. Odszedł od muru i stanął naprzeciwko mnie.

-Choć, lepiej mi mówić przy spacerze. - posłusznie za nim ruszyłam.

Przeszliśmy kilka metrów i zaczął mówić:

-Tak jak ty dostałem ten wisior dziś rano. Najpierw powiedziałem mamie, że to jakiś żart, bo nie jestem dziewczyną, rozumiesz. Jednak ona powiedziała mi to o czym twoja raczej nie wspomniała. Powiedziała: „ To nie jest zwykły medalion. Jest jeszcze jeden. Taki sam. Dziewczyna w twoim wieku dostała dziś taki sam. Odnajdź ją. Razem odkryjecie więcej niż ja sama wiem...”. Potem już kazała mi iść do szkoły. Zacząłem się rozglądać po dziewczynach. Tak, wiem brzmi głupio, ale znalazłem. To ty. Nie wiem co mamy ze sobą wspólnego, ale musimy się trzymać razem... - po powiedzeniu tego usiadł na ławce.

-Aha... No masz rację, moja mama słowem o tym nie wspomniała. Możesz mi pokazać jeszcze raz twój medalion? - błyskawicznie mi go podał. Zdjęłam swój, usiadłam na ławce i zaczęłam je porównywać.

-Hej! - krzyknął niespodziewanie- Czekaj, przyłóż je do siebie. Na wielu filmach tak robią...

Zrobiłam to. Niespodziewanie oba naszyjniki zaczęły świecić na niebiesko. Oboje powiedzieliśmy zszokowane „wow”.

-Czy to oznacza, że jesteśmy sobie przeznaczeni?- dodałam żartem, żeby rozluźnić atmosferę.

-Kto wie... Ale może nie śpieszmy się ok? Podejrzewam, że będziemy jeszcze mieli siebie dość. W tym sensie, że tyle czasu ze sobą spędzimy. Co nasi ojcowie mieli ze sobą wspólnego?

-Może byli braćmi... Nie, co ja gadam. Lepiej żeby nie byli...

Mick zaśmiał się. Chyba pomyślał o tym co ja. Poruszył się nerwowo i dodał:

-Może wpadła być do mnie dziś po południu? Poszperamy w piwnicy... Może coś znajdziemy?- uśmiechnął się niepewnie

-Jasne, czemu nie. A... No wiesz nie wiem gdzie mieszkasz.

Powiedział mi adres, który zapisałam w telefonie. Wreszcie się na coś przydał. Był cały seledynowy. Mick stwierdził, że jest super. Mi tam było obojętnie, byle by dzwonił. Odprowadził mnie do domu, ja spytałam czy chce wejść, ale powiedział, że najpierw zaliczymy jego dom. Zjadłam obiad, odrobiłam lekcje i usiadłam w moim ukochanym fotelu. Miałam godzinę na rozmyślania. W końcu moje wczorajsze myśli zaczęły się spełniać. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Mick zaprosił mnie do siebie na całe popołudnie. Uśmiechnęłam się do siebie. Czy właśnie teraz rzeczywistość miała być lepsza od snów? W końcu: ładny chłopak, jakieś czary no i oczywiście to, że mamy ze sobą coś wspólnego ( mam nadzieję, że nie ojca...).

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 3



W nocy śniła mi się łąka. Piękna, słoneczna z tysiącami kwiatów. Zerwałam jeden- biały. Uruchomiłam tym jakąś katastrofę- wszystkie rośliny zaczęły więdnąć, gasnąć. Słońce zasłoniły chmury i zaczęło padać. Wystraszona uciekłam w głąb lasu. Potknęłam się i upadłam w błoto. Nie miałam siły się podnieść. Zasnęłam w śnie, żeby obudzić się w realu... To było dziwne.
Ubrałam na siebie spodnie w kwiaty, granatowy t-shirt i jeansową kurtkę. Ubrałam te same budy co dzień wcześniej. Na śniadanie pochłonęłam jakiś twarożek i już brałam torbę jak zawołała mnie mama.

-Córeczko poczekaj. Mam coś dla ciebie. - mówiąc to podała mi srebrne pudełko- Twój tata zostawił to u mnie przed... Sama wiesz. Powiedział mi, żebym dała ci to wtedy kiedy będziesz gotowa. Wydaje mi się, że teraz jesteś.

Wzięłam pudełko i otworzyłam je. W środku zobaczyłam piękny naszyjnik. Był to cienki, złoty łańcuszek z wisiorkiem. Wisiorek przypominał jajo. Te „ jajo” podtrzymywało coś jakby złote gniazdo. Było w nim kilka brylancików.

-Wow... Jest piękny. Dzięki... Pomożesz mi go zapiąć? - podałam go mamie, która sprawnie założyła mi go na szyję. - To ja już idę, bo się spóźnię.

Tym razem nie włączyłam mp3. Za dużo miałam myśli w głowie. Dlaczego tata zostawił dla mnie ten naszyjnik? Dlaczego mama miała mi go dać kiedy będę gotowa? Skąd go miał? Tyle pytań, brak odpowiedzi. Kiedy zobaczyłam mury szkoły znowu poczułam tego małego potworka... Przełknęłam ślinę i poszłam pod salę od biologii. Mick już tam był. Tym razem nie grał razem z Colinem tylko siedział na murku rozglądając się na wszystkie strony. Kiedy mnie dostrzegł wstał i pomachał mi. Uśmiechnęłam się do niego. Czyżby czekał na mnie? Nie, Bleise- nie rób sobie nadziei! Podeszłam do niego.

-Cześć...- powiedziałam niepewnie.

-Słuchaj, musimy pogadać...- niespodziewanie zerknął na mój naszyjnik po czym dodał- Powinno to cię zainteresować- wyjął coś z kieszenie, chwycił moją rękę i coś mi tam położył. Zerknęłam. To co zobaczyłam sprawiło u mnie zawrót głowy.

-Jak... Dlaczego... O co tu chodzi?- wyjąkałam

-O tym właśnie musimy pogadać. Poczekaj na mnie po szkole.- kiedy to powiedział niespodziewanie się uśmiechnął co rozładowało atmosferę i uciszyło moje mdłości.

Całą biologie nie mogłam się skupić. Dopiero po lekcji Sharon podeszła do mnie i kazała mi się obudzić. Nie pytała co się stało, bo znalazła sama jakieś wyjaśnienie w czasie swojej paplaniny. Na angielskim poszło mi łatwiej z tym całym skupianiem się, bo nie było Michaela. Byłam może obecna na 70%. To jak na mnie dość sporo... Cały czas bawiłam się moim naszyjnikiem. Co mogło być nie tak, że Mick miał taki sam? O co tutaj chodziło. Może mamy wspólnego ojca? Lub nasi rodzice byli w jakiejś sekcie. A może to po prostu zwykły przedmiot made in china kupiony w markecie? Dość tego Blaise! Jesteś w szkole, nie wolno ci się tutaj wyłączać. Matematyka, historia, francuski i wf przeminęły szybciej. Nie mogłam się już doczekać spotkania z Mickiem. Cała chodziłam, aż musiałam iść do łazienki. To mój pierwszy raz w nowej szkole więc starałam się nie zwariować. Pomalowałam usta malinową pomadką i ruszyłam przed bramę szkoły.

niedziela, 31 marca 2013

Ubrania

 Żeby wam było łatwiej ją sobie wyobrazić...

  • Strój Blaise:



Naszyjnik pojawi się w przyszłych rozdziałach...

  • Strój Sharon:


Imiona

W tej krótkiej notce będę dodawać imiona bohaterów i ich wymowę. Będzie ona aktualizowana więc jeśli macie jakieś wątpliwości co do wymowy możecie tutaj zerkać.


1. Blaise ( Bleisi)

2. Sharon ( Szaron)

3. Colin ( Kolin)

4. Michael/ Mick ( Majkel/ Majk )


Rozdział 2

 Była ładna pogoda więc większość uczniów chodziła w krótkim rękawku, ale mi było chłodno. Kiedy doszłyśmy do budynku nr 2 poczułam ból na plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch chłopców. Pierwszy stał bliżej mnie. Miał brązowe włosy i trzymał ręce w przepraszającym geście. Był trochę wyższy ode mnie. Drugi stał zaniepokojony z tyłu. Był znacznie przystojniejszy od pierwszego. Miał włosy jak Edward ze zmierzchu. Kolorem też je przypominały. Był wyższy od kolegi, ale nie wielki.

-Nic ci się nie stało?- zapatrzyłam się na jego fajnego kolegę więc ponowił pytanie- Żyjesz?

-Yyy... Ta-tak. Nic mi nie jest.- odpowiedziałam szybko

-Sharon podasz piłkę? -spytał moją znajomą, ale nie zwróciłam na to uwagi. Jego kolega właśnie podchodził w naszym kierunku.

-Jestem Colin, a ten – wskazał na swojego przyjaciela- Michael.

-Mick. - poprawił Colina – A ty jak się nazywasz?

-Yyy.. Ja? Ja jestem... No... Nazywam się Blaise. Blaise Hill.- wybełkotałam

-Miło cię poznać. Też macie teraz biologię?- odwrócił się w stronę Sharon

-Taaa...- odpowiedziała

Tą wymianę zdań przeszkodził nam o wiele za głośny dzwonek. Wszyscy ruszyli do drzwi klasy, tylko Mick się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech. Kiedy weszłam do klasy zobaczyłam około 20 twarzy patrzących tylko na mnie ( licząc nauczyciela, który miał tak na oko licząc 134 lata...).

-Blaise tak? Usiądziesz w czwartej ławce pod oknem. Mick na pewno pomoże ci się z nami oswoić.- mówiąc to szeroko się uśmiechnął i puścił oczko do Michaela.

  Nagle moja torba stała się wyjątkowo ciężka. Wędrówka od drzwi aż pod jedno z wielkich okien nie była łatwa. Chyba z dwa razy się potknęłam... Mick uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Usiadłam dokładnie pod oknem. Był nawet ładny widok, ale bardziej interesowała mnie moja prawa strona- przyjaciel Colina. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego strój. Miał na sobie czarną skórę, pod nią biały t-shirt i jasne jeansy. Przez następne 45 minut nauczyciel ględził coś o genetyce, słuchałam go ociupinkę, ociupineczkę żeby nie wyjść na nieuka. Jednak Mick strasznie mi to utrudniał. Po dzwonku Mick spytał mnie czy to już miałam w poprzedniej klasie, a ja pokiwałam bezmyślnie głową. Nie zastanowiłam się czy to znaczyło tak czy nie, ale ufałam swojej podświadomości. Reszta dnia minęła dość nudnie. Na przerwach Sharon coś tam sobie gadała, a ja ani trochę jej nie słuchałam. Myślałam tylko o nim. Najgorzej było na wf-ie. Chłopcy mieli nogę, a my siatkówkę. Sala była duża, ale i tak cały czas jakaś piłka waliła mnie w głowę lub musiałam biegać na część chłopców po nasza piłkę. Oczywiście był tam Colin i ON.

  Droga do szkoły minęła mi szybko, ale szłam sama, bo jak się okazało tylko ja mieszkałam w tamtej okolicy. No cóż, przynajmniej miałam czas na przemyślenia i wzięcie się w garść. Miałam dopiero 15 lat! Włożyłam swoje różowe słuchawki i puściłam Lady Gage- Poker Face. Kiedy weszłam do domu poczułam zapach obiadu. Weszłam po schodach do swojego pokoju, rzuciłam torbę w kąt i usiadłam na swoim dużym, bujanym fotelu. Lubiłam na nim siedzieć, ponieważ był ustawiony pod oknem. Mogłam przechylić głowę w prawo i widziałam cały pokój. Niebieskie ściany, rozkładane łóżko no i te wszystkie obrazy. Kochałam je ( były na nich same widoki). Mój laptop zwykle stał na biurku po lewej stronie fotela. Był tam straszny bałagan więc rzadko tam zerkałam. Widok miałam na park i moje ulubione drzewo, na którym były dwa gniazda i dziupla trzech wiewiórek ( Alex, Kate i Corny ). Następną godzinę spędziłam na mojej ulubionej czynności- marzeniu.

sobota, 30 marca 2013

Rozdział 1

 Nazywam się Blaise Hill. Opowiem wam historię, która zdarzyła mi się dwa lata temu. Byłam wtedy niebieskooką blondynką średniego wzrostu z falowanymi włosami za ramiona. Nie byłam zbyt towarzyska. Lubiłam spędzać czas sama. Miałam wtedy chwilę marzyć i myśleć o swoich problemach. Na początku były to problemy zwykłe, proste. Jednak w późniejszym czasie przerosły by one nie jednego dorosłego. Przenieśmy się do czasu teraźniejszego. Do roku 2011.

-Blaise! Szybko, bo się spóźnisz!

-Już idę mamo!- krzyknęłam. Zabrałam torbę z łóżka i zbiegłam po schodach. - Kurczę, mogłaś mnie obudzić pół godziny wcześniej!

-Przepraszam, ale jesteś już piętnastolatką i myślałam, że potrafisz ustawić sobie budzik na telefonie, który dostałaś właśnie na urodziny! On miał ci o tym przypominać...- westchnęła


  Pożegnałam się, założyłam słuchawki i wyszłam z domu. Miałam ubrane czarne rurki, kremowy t-shirt no i oczywiście moją ukochaną zieloną kurtkę z czegoś na kształt skóry. Moje buty były zwykłymi beżowymi trampkami do kostek ( bez kółeczka converse). Włosom pozwoliłam luźnie upadać na ramiona. Jedyny kosmetyk jaki używałam to balsam do ust. Szkoła znajdowała się dziesięć minut od mojego domu ( przynajmniej moim tempem). Była to inna szkoła niż ta, do której chodziłam rok temu. Tamta została zamknięta z powodu łamania regulaminu przez dyrektora- długa historia. Wszyscy moi znajomi ( którzy raczej mnie unikali) rozeszli się po różnych szkołach w Liverpoolu. Super, nowa szkoła, nowi ludzie- jeszcze więcej członków funclubu „ kto nie przepada za Blaise”... Ugh! Właśnie leciała piosenka Fergie kiedy zobaczyłam budynek szkoły. Oczywiście przechodziłam tędy miliony razy, ale nigdy nie miałam wejść do środka. Poczułam motylki w brzuchu. Szkoła była wielka. Była podzielona na trzy budynki ( jeden z klasami humanistycznymi, drugi do matmy i przyrody, a trzeci to sala gimnastyczna). Każdy przedmiot ( oprócz wf-u ) miał przynajmniej trzy sale. Uczniów w zeszłym roku było 1219, ale teraz razem ze mną i innymi „nowymi” będzie więcej. Czułam się jakby jakiś mały potwór zjadał mój żołądek od środka. Wyłączyłam mp3, schowałam do swojej niebieskiej torby i weszłam za mury high school. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, ale oczywiście nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. No prawie nikt. Kiedy przystanęłam przy drzwiach do budynku humanistycznego ( z gabinetem dyrektora, pokojem nauczycielskim i tablicom, na której miały być wszystkie newsy) podbiegła do mnie jakaś dziewczyna. Miała długie, brązowe włosy, była ubrana w zieloną sukienkę i jeansową kurtkę.

- Cześć! Jestem Sharon. Ty jesteś Blaise, prawda? Mogę cię oprowadzić po szkole. Co ty na to?

- Dzięki, ale wole cierpieć w samotności...- oschle ją spławiłam. Może to właśnie dla tego ludzie mnie unikali? Byłam po prostu wredna?

-Och... No dobra, niech ci będzie. -posmutniała, ale za sekundę jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozweselała- Sprawdziłaś już jaką masz pierwszą lekcje? I w ogóle jaki plan?

- Yyy... No właśnie chciałam, ale mnie zagadałaś. - podeszłam do okienka pań sekretarek, przedstawiłam się i poprosiłam o plan. Sekretarka była sympatyczną blondynką w okularach. Miała może ok. trzydziestki.

- Proszę bardzo. Pierwszą masz biologię. Musisz przejść do budynku numer 2.

- Dziękuję. Do widzenia.

- Jej ja też mam teraz biologię! Ale super, będziemy razem. - złapała mnie pod ramię i pociągnęła za sobą.

„ No, naprawdę super”- pomyślałam z sarkazmem. Chociaż straszna z Sharon gaduła była całkiem spoko. Jako jedyna nie uciekała przede mną. Postanowiłam być dla niej trochę milsza.

Początek

 Jestem Pałka i będę pisać opowiadanie o Blaise Hill. Jest ona przedstawiona na zdjęciu w nagłówku ( grała Cassie w Tajemnym Krągu). Wybrałam ją, ponieważ pasuje do postaci Blaise. Miłego czytania rozdziałów. W opowiadaniu możecie spotkać motywy ze Zmierzchu i Tajemnego Kręgu. :-)

                                                                                                                                Pałka♥