Była ładna pogoda więc większość
uczniów chodziła w krótkim rękawku, ale mi było chłodno. Kiedy
doszłyśmy do budynku nr 2 poczułam ból na plecach. Odwróciłam
się i zobaczyłam dwóch chłopców. Pierwszy stał bliżej mnie.
Miał brązowe włosy i trzymał ręce w przepraszającym geście.
Był trochę wyższy ode mnie. Drugi stał zaniepokojony z tyłu. Był
znacznie przystojniejszy od pierwszego. Miał włosy jak Edward ze
zmierzchu. Kolorem też je przypominały. Był wyższy od kolegi, ale
nie wielki.
-Yyy... Ta-tak. Nic mi nie jest.- odpowiedziałam szybko
-Sharon podasz piłkę? -spytał moją znajomą, ale nie zwróciłam na to uwagi. Jego kolega właśnie podchodził w naszym kierunku.
-Jestem Colin, a ten – wskazał na swojego przyjaciela- Michael.
-Mick. - poprawił Colina – A ty jak się nazywasz?
-Yyy.. Ja? Ja jestem... No... Nazywam się Blaise. Blaise Hill.- wybełkotałam
-Miło cię poznać. Też macie teraz biologię?- odwrócił się w stronę Sharon
-Taaa...- odpowiedziała
Tą wymianę zdań przeszkodził nam o
wiele za głośny dzwonek. Wszyscy ruszyli do drzwi klasy, tylko Mick
się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech. Kiedy weszłam
do klasy zobaczyłam około 20 twarzy patrzących tylko na mnie (
licząc nauczyciela, który miał tak na oko licząc 134 lata...).
Nagle moja torba stała się wyjątkowo
ciężka. Wędrówka od drzwi aż pod jedno z wielkich okien nie była
łatwa. Chyba z dwa razy się potknęłam... Mick uśmiechnął się
do mnie pocieszająco. Usiadłam dokładnie pod oknem. Był nawet
ładny widok, ale bardziej interesowała mnie moja prawa strona-
przyjaciel Colina. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego strój.
Miał na sobie czarną skórę, pod nią biały t-shirt i jasne
jeansy. Przez następne 45 minut nauczyciel ględził coś o
genetyce, słuchałam go ociupinkę, ociupineczkę żeby nie wyjść
na nieuka. Jednak Mick strasznie mi to utrudniał. Po dzwonku Mick
spytał mnie czy to już miałam w poprzedniej klasie, a ja pokiwałam
bezmyślnie głową. Nie zastanowiłam się czy to znaczyło tak czy
nie, ale ufałam swojej podświadomości. Reszta dnia minęła dość
nudnie. Na przerwach Sharon coś tam sobie gadała, a ja ani trochę
jej nie słuchałam. Myślałam tylko o nim. Najgorzej było na
wf-ie. Chłopcy mieli nogę, a my siatkówkę. Sala była duża, ale
i tak cały czas jakaś piłka waliła mnie w głowę lub musiałam
biegać na część chłopców po nasza piłkę. Oczywiście był tam
Colin i ON.
Droga do szkoły minęła mi szybko,
ale szłam sama, bo jak się okazało tylko ja mieszkałam w tamtej
okolicy. No cóż, przynajmniej miałam czas na przemyślenia i
wzięcie się w garść. Miałam dopiero 15 lat! Włożyłam swoje
różowe słuchawki i puściłam Lady Gage- Poker Face. Kiedy
weszłam do domu poczułam zapach obiadu. Weszłam po schodach do
swojego pokoju, rzuciłam torbę w kąt i usiadłam na swoim dużym,
bujanym fotelu. Lubiłam na nim siedzieć, ponieważ był ustawiony
pod oknem. Mogłam przechylić głowę w prawo i widziałam cały
pokój. Niebieskie ściany, rozkładane łóżko no i te wszystkie
obrazy. Kochałam je ( były na nich same widoki). Mój laptop zwykle
stał na biurku po lewej stronie fotela. Był tam straszny bałagan
więc rzadko tam zerkałam. Widok miałam na park i moje ulubione
drzewo, na którym były dwa gniazda i dziupla trzech wiewiórek (
Alex, Kate i Corny ). Następną godzinę spędziłam na mojej
ulubionej czynności- marzeniu.
extra :)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie ;-*
Usuń