niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 2

 Była ładna pogoda więc większość uczniów chodziła w krótkim rękawku, ale mi było chłodno. Kiedy doszłyśmy do budynku nr 2 poczułam ból na plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch chłopców. Pierwszy stał bliżej mnie. Miał brązowe włosy i trzymał ręce w przepraszającym geście. Był trochę wyższy ode mnie. Drugi stał zaniepokojony z tyłu. Był znacznie przystojniejszy od pierwszego. Miał włosy jak Edward ze zmierzchu. Kolorem też je przypominały. Był wyższy od kolegi, ale nie wielki.

-Nic ci się nie stało?- zapatrzyłam się na jego fajnego kolegę więc ponowił pytanie- Żyjesz?

-Yyy... Ta-tak. Nic mi nie jest.- odpowiedziałam szybko

-Sharon podasz piłkę? -spytał moją znajomą, ale nie zwróciłam na to uwagi. Jego kolega właśnie podchodził w naszym kierunku.

-Jestem Colin, a ten – wskazał na swojego przyjaciela- Michael.

-Mick. - poprawił Colina – A ty jak się nazywasz?

-Yyy.. Ja? Ja jestem... No... Nazywam się Blaise. Blaise Hill.- wybełkotałam

-Miło cię poznać. Też macie teraz biologię?- odwrócił się w stronę Sharon

-Taaa...- odpowiedziała

Tą wymianę zdań przeszkodził nam o wiele za głośny dzwonek. Wszyscy ruszyli do drzwi klasy, tylko Mick się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech. Kiedy weszłam do klasy zobaczyłam około 20 twarzy patrzących tylko na mnie ( licząc nauczyciela, który miał tak na oko licząc 134 lata...).

-Blaise tak? Usiądziesz w czwartej ławce pod oknem. Mick na pewno pomoże ci się z nami oswoić.- mówiąc to szeroko się uśmiechnął i puścił oczko do Michaela.

  Nagle moja torba stała się wyjątkowo ciężka. Wędrówka od drzwi aż pod jedno z wielkich okien nie była łatwa. Chyba z dwa razy się potknęłam... Mick uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Usiadłam dokładnie pod oknem. Był nawet ładny widok, ale bardziej interesowała mnie moja prawa strona- przyjaciel Colina. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego strój. Miał na sobie czarną skórę, pod nią biały t-shirt i jasne jeansy. Przez następne 45 minut nauczyciel ględził coś o genetyce, słuchałam go ociupinkę, ociupineczkę żeby nie wyjść na nieuka. Jednak Mick strasznie mi to utrudniał. Po dzwonku Mick spytał mnie czy to już miałam w poprzedniej klasie, a ja pokiwałam bezmyślnie głową. Nie zastanowiłam się czy to znaczyło tak czy nie, ale ufałam swojej podświadomości. Reszta dnia minęła dość nudnie. Na przerwach Sharon coś tam sobie gadała, a ja ani trochę jej nie słuchałam. Myślałam tylko o nim. Najgorzej było na wf-ie. Chłopcy mieli nogę, a my siatkówkę. Sala była duża, ale i tak cały czas jakaś piłka waliła mnie w głowę lub musiałam biegać na część chłopców po nasza piłkę. Oczywiście był tam Colin i ON.

  Droga do szkoły minęła mi szybko, ale szłam sama, bo jak się okazało tylko ja mieszkałam w tamtej okolicy. No cóż, przynajmniej miałam czas na przemyślenia i wzięcie się w garść. Miałam dopiero 15 lat! Włożyłam swoje różowe słuchawki i puściłam Lady Gage- Poker Face. Kiedy weszłam do domu poczułam zapach obiadu. Weszłam po schodach do swojego pokoju, rzuciłam torbę w kąt i usiadłam na swoim dużym, bujanym fotelu. Lubiłam na nim siedzieć, ponieważ był ustawiony pod oknem. Mogłam przechylić głowę w prawo i widziałam cały pokój. Niebieskie ściany, rozkładane łóżko no i te wszystkie obrazy. Kochałam je ( były na nich same widoki). Mój laptop zwykle stał na biurku po lewej stronie fotela. Był tam straszny bałagan więc rzadko tam zerkałam. Widok miałam na park i moje ulubione drzewo, na którym były dwa gniazda i dziupla trzech wiewiórek ( Alex, Kate i Corny ). Następną godzinę spędziłam na mojej ulubionej czynności- marzeniu.

2 komentarze: