poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 3



W nocy śniła mi się łąka. Piękna, słoneczna z tysiącami kwiatów. Zerwałam jeden- biały. Uruchomiłam tym jakąś katastrofę- wszystkie rośliny zaczęły więdnąć, gasnąć. Słońce zasłoniły chmury i zaczęło padać. Wystraszona uciekłam w głąb lasu. Potknęłam się i upadłam w błoto. Nie miałam siły się podnieść. Zasnęłam w śnie, żeby obudzić się w realu... To było dziwne.
Ubrałam na siebie spodnie w kwiaty, granatowy t-shirt i jeansową kurtkę. Ubrałam te same budy co dzień wcześniej. Na śniadanie pochłonęłam jakiś twarożek i już brałam torbę jak zawołała mnie mama.

-Córeczko poczekaj. Mam coś dla ciebie. - mówiąc to podała mi srebrne pudełko- Twój tata zostawił to u mnie przed... Sama wiesz. Powiedział mi, żebym dała ci to wtedy kiedy będziesz gotowa. Wydaje mi się, że teraz jesteś.

Wzięłam pudełko i otworzyłam je. W środku zobaczyłam piękny naszyjnik. Był to cienki, złoty łańcuszek z wisiorkiem. Wisiorek przypominał jajo. Te „ jajo” podtrzymywało coś jakby złote gniazdo. Było w nim kilka brylancików.

-Wow... Jest piękny. Dzięki... Pomożesz mi go zapiąć? - podałam go mamie, która sprawnie założyła mi go na szyję. - To ja już idę, bo się spóźnię.

Tym razem nie włączyłam mp3. Za dużo miałam myśli w głowie. Dlaczego tata zostawił dla mnie ten naszyjnik? Dlaczego mama miała mi go dać kiedy będę gotowa? Skąd go miał? Tyle pytań, brak odpowiedzi. Kiedy zobaczyłam mury szkoły znowu poczułam tego małego potworka... Przełknęłam ślinę i poszłam pod salę od biologii. Mick już tam był. Tym razem nie grał razem z Colinem tylko siedział na murku rozglądając się na wszystkie strony. Kiedy mnie dostrzegł wstał i pomachał mi. Uśmiechnęłam się do niego. Czyżby czekał na mnie? Nie, Bleise- nie rób sobie nadziei! Podeszłam do niego.

-Cześć...- powiedziałam niepewnie.

-Słuchaj, musimy pogadać...- niespodziewanie zerknął na mój naszyjnik po czym dodał- Powinno to cię zainteresować- wyjął coś z kieszenie, chwycił moją rękę i coś mi tam położył. Zerknęłam. To co zobaczyłam sprawiło u mnie zawrót głowy.

-Jak... Dlaczego... O co tu chodzi?- wyjąkałam

-O tym właśnie musimy pogadać. Poczekaj na mnie po szkole.- kiedy to powiedział niespodziewanie się uśmiechnął co rozładowało atmosferę i uciszyło moje mdłości.

Całą biologie nie mogłam się skupić. Dopiero po lekcji Sharon podeszła do mnie i kazała mi się obudzić. Nie pytała co się stało, bo znalazła sama jakieś wyjaśnienie w czasie swojej paplaniny. Na angielskim poszło mi łatwiej z tym całym skupianiem się, bo nie było Michaela. Byłam może obecna na 70%. To jak na mnie dość sporo... Cały czas bawiłam się moim naszyjnikiem. Co mogło być nie tak, że Mick miał taki sam? O co tutaj chodziło. Może mamy wspólnego ojca? Lub nasi rodzice byli w jakiejś sekcie. A może to po prostu zwykły przedmiot made in china kupiony w markecie? Dość tego Blaise! Jesteś w szkole, nie wolno ci się tutaj wyłączać. Matematyka, historia, francuski i wf przeminęły szybciej. Nie mogłam się już doczekać spotkania z Mickiem. Cała chodziłam, aż musiałam iść do łazienki. To mój pierwszy raz w nowej szkole więc starałam się nie zwariować. Pomalowałam usta malinową pomadką i ruszyłam przed bramę szkoły.

2 komentarze:

  1. Ty to masz talent :) Zazdroszczę :P Kiedy next? Nie mogę się doczekać :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow... Nie spodziewałam się tego :-) Dzięki wielkie. Postaram się dodawać rozdziały przynajmniej co dwa dni.

      Usuń