^^
sobota, 10 sierpnia 2013
Blaise
Może większość z was inaczej wyobraża sobie Blaise Hill, niż ta która jest w nagłówku, ale chcę żebyście zobaczyli jaką ja ją sobie wyobrażam. To popularna aktorka Britt Robertson, ale stwierdziłam, że idealnie nadaje się do roli Blaise. Mam dla was kilka jej zdjęć ^^
^^
^^
Rozdział 10
Przytuleni do siebie zaczęliśmy
główkować nad zagadkami, które pojawiły się w naszym życiu.
- Wydaje mi się, ze możesz mieć rację.- wziął ptaka z moich rąk- Ale z tym wypuszczaniem go to może być przenośnia.
- Może powinniśmy z nim wyjść na dwór?
- Ok, możemy pójść.- wstaliśmy i poszliśmy za mój dom. Była tam mała altanka, w której usiedliśmy.
- Aha! Zapomniałam, chcesz coś do picia?- speszyłam się trochę, bo Mick przy samych drzwiach wczoraj spytał mnie o to, a ja taka nieogarnięta godzinę po jego przyjściu...
- Nie, dzięki. To co z tym ptakiem? Rzucamy nim do góry żeby nauczył się latać czy raczej...- nie dałam mu skończyć. Olśniło mnie. Nie zastanawiając się wstałam wzięłam ptaka i rzuciłam nim tak wysoko jak tylko umiałam. Po sekundzie dotarło do mnie, ze jest on w części z drewna i się roztrzaska.
- Co ty robisz?! - krzyknął Mick. W tym momencie ptak spadł na ziemię i się roztrzaskał. To wszystko działo się tak szybko. Podeszłam do szczątek ptaka. Zobaczyłam, że nie roztrzaskał się on tylko otworzył wpół.
- Mick! Choć tutaj szybko. To był dobry pomysł. Jesteś genialny!- rzuciłam mu się na szyję. Chyba nie zrozumiał o co chodzi bo nie odwzajemnił uścisku. Puściłam go więc, przykucnęłam przy ptaku i wysypałam jego „wnętrzności”. Wypadły dwie niewielkie fiolki. Jedna z niebieskim płynem, druga z czerwonym. Podniosłam je, sprawdziłam czy nic nie zostało. Wypadła też malutka karteczka. Pobiegłam do altanki.
- Jak myślisz, co to za płyny?- spytałam Michaela, gdy do mnie dołączył.
- Nie mam pojęcia. Tylko przypadkiem ich nie pij!- krzyknął
- Nie miałam zamiaru...- Przyznaję,
przeszło mi to przez myśl, ale nie mogłam się przyznać.- Jest
też jakaś karteczka, ale jest taka malutka, ze nie umiem się
doczytać. Widzisz tutaj coś?- podałam mu karteczkę. Mick pokiwał
głową i zaczął czytać na głos! Boże...
- „ Wypij, jednak nie zadław
się nadmiarem mocy. Sam nie udźwigniesz piekła i nieba.”.
Tak tutaj pisze. Jasne, kolejna zagadka.
- Blaise...- powiedział to bardzo poważnym głosem- Czy jak ktoś z nas wypije piekło...- przerwał i spuścił wzrok
- Ja je mogę wypić. Ty wypijesz niebo czyli niebieską fiolkę. Może to po prostu chodzi o ogień i wodę. No wiesz panowanie nad tymi żywiołami tdede, itepe. Ja się nie boję.- złapałam go za rękę.
- Skąd masz taką pewność?
- Sama nie wiem. Zaufajmy mojej
intuicji. Już raz mnie nie zawiodła ( patrz rzut ptakiem). Nie
musisz pić nieba. Możesz w ogóle nie pić jak nie masz ochoty,
zrozumiem.
- Yyy... To wtedy użyjesz swojej dobraci z „nieba rodem” i mnie uratujesz.- wyszczerzyłam się do niego.- Dobra, raz...- zaczęłam odliczać. Nie czułam żadnych wątpliwości- Dwa,... Trzy!- w tym samym momencie wlaliśmy sobie do gardeł fiolki.
piątek, 9 sierpnia 2013
Rozdział 9
Przepraszam, ze tak długo nie pisałam. Jakoś wyskrobałam ten rozdział, ale kompletnie nie mam weny!
- Hej, właśnie wróciłam do domu.
Wpadniesz do mnie?
- O, no jasne. Będę za pół godziny ok?- wydawał się bardzo uradowany
- Spoko. Wpadłam na jakiś trop związany z tym ptakiem, ale to nie na telefon.
- Hej Mick!- zawołałam zbyt
energicznie
- To co wymyśliłaś z tym ptakiem?
- To oznacza, że teraz jesteśmy
razem?- spytał niepewnie
Kiedy doszłam do domu od razu
zadzwoniłam co Micka. Po dwóch sygnałach odebrał.
- O, no jasne. Będę za pół godziny ok?- wydawał się bardzo uradowany
- Spoko. Wpadłam na jakiś trop związany z tym ptakiem, ale to nie na telefon.
- Ja myślałem nad naszymi ojcami i
też coś wymyśliłem... Pogadamy u ciebie. Na razie
- Ok, do zobaczenia.- rozłączyłam
się
Poszłam do kuchni zjeść lazanię z
lodówki, a potem pobiegłam do pokoju się przebrać. To był
dopiero trudny wybór! W końcu postanowiłam ubrać t-shirt
opadający na jedno ramię i jasne jeansy z dziurami po bokach. Nie
chciałam wyjść na jakąś laskę, która myśli tylko o
randkowaniu. Ale co my właściwie robiliśmy? Spotykaliśmy się od
kilku dni po szkole. Dobrze się razem bawiliśmy... No i oboje
jesteśmy sobą zainteresowani... Chyba! Pora na szczerą rozmowę. W
tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach
rozczesując palcem rozpuszczone włosy.
- Witam.- uśmiechnął się do mnie
- Choć, jesteśmy sami jak by co.-
zaśmiałam się
Weszliśmy na górę do mojego pokoju.
Zaczął mnie boleć brzuch. Dlaczego??!!
- Słuchaj... Możemy o tym pogadać
za chwilę?- spytałam nieco zmieszana. Tylko ja znałam moje
zamiary
- No jasne, a o czym chcesz gadać?-
spytał nieco zdziwiony.
- Colin miał kare wtedy co ja. I
jak tak sami siedzieliśmy sobie to jestem prawie na 100 procent
pewna, że chciał mi wyznać miłość. A że ty mi się podobasz
spanikowałam i powiedziałam mu. No...- w tym momencie Michael mi
przerwał:
- Że chodzimy?- na jego twarzy
pojawił się łobuzerski uśmiech.
- No właśnie nie...- poczułam, ze
się czerwienię- Powiedziałam, że wolę dziewczyny...- spojrzałam
na niego czekając na jakąś reakcję. On popatrzał na mnie i
powiedział:
- To może zrobimy tak: jeśli
wolisz dziewczyny to zostaniemy przyjaciółmi, a jeśli przepadasz
za chłopakami to...- teraz ja mu przerwałam, przesunęłam się do
niego i go pocałowałam. Tak jak w filmach... On na szczęście
odwzajemnił pocałunek, który trwał około 5 minut. Gdy się
wreszcie od siebie oderwaliśmy nie potrafiłam złapać tchu.
- Czyli jednak wolisz chłopców?-
spytał śmiejąc się Mick. Ja tylko uśmiechnęłam się i
pokiwałam głową.
- Jeśli chcesz...- odpowiedziałam
najbardziej niepewnie jak tylko było możliwe. On tymczasem
przysunął się i drugi raz mnie pocałował.
czwartek, 6 czerwca 2013
Rozdział 8
Lekcje minęły szybko. Pożegnałam
się z Mickiem, który powiedział gdzie mam iść. Właściwie to
jeszcze nie byłam w tej części szkoły. Ta „ karna” klasa była
na samym końcu w części polonistycznej. „ Super” - pomyślałam-
„ Mam ważniejsze sprawy na głowie niż siedzenie godzinę w
klasie za śmianie się...” lekko podirytowana podeszłam do drzwi
numer 13 ( tak, tak pechowy...) i zapukałam.
- Usiądź sobie obok Colina. Będą tutaj otwarte drzwi więc będę słyszeć jeśli zechcecie porozmawiać. Wtedy przedłużę wam karę o 30 min. Miłego siedzenia.- powiedziała bezbarwnym wyuczonym głosem i wyszła z klasy. Colin momentalnie się rozluźnił.
- Zawsze tak gada, a i tak nigdy nie
przychodzi. Kojarzysz pana z informatyki? Ona zawsze się do niego
wymyka. Ludzie po 50 nie powinni tego robić.- oboje się
skrzywiliśmy
- Za co tutaj jesteś?- spytałam
- Co?- wyrwał mnie z zamyśleń
- Nic, nic.- szybko odpowiedziałam
- Mogę cię o coś spytać?- pokiwałam podejrzliwie głową- Jesteście z Michaelem? No wiesz razem?- nie wiadomo czemu zrobił się lekko różowy
- Nie. Tylko się przyjaźnimy...- „ Na razie” pomyślałam
- Aha. To dobrze... Bo wiesz... Chciałem ci tylko powiedzieć, że...- OMG czy on chce mi wyznać miłość?! Muszę coś wymyślić!
- Słuchaj. Ja nie... Nie lubię chłopaków.- to oczywiście nie było prawdą!
- Ach tak... Przykro mi.- wydał się bardzo speszony
- Możemy zostać przyjaciółmi. - zaproponowałam
- Jasne. Mówisz jak dziewczyna,
która po złamaniu serca chłopakowi chce się z nim przyjaźnić.
- Och dzieci. Byliście tak cichutko. Możecie już iść do domu.- od razu wyszła z sali
- To do zobaczenia.- rzuciłam przez
ramię do Colina
Na zabicie myśli puściłam sobie
„Margaret- It will be lovely day”. Ta piosenka zawsze mnie
uspokajała. Pierwszy raz wracałam sama. Zawsze towarzyszył mi
Mick. Nagle coś przyszło mi na myśl. Ten ptak! Ptak oznacza
wolność, prawda? Tak, to jest ten trop!
środa, 5 czerwca 2013
Rozdział 7
Gdy doszłam do domu zjadłam wielką
pomarańczę i od razu usiadłam w moim fotelu. O co chodzi z tym
ptakiem?! Myślałam, myślałam, ale tego wieczora nic nie
wymyśliłam. Dopiero mój sen okazał się przydatny.
- Byłam w chmurach. Mogłam spokojnie się po nich przemieszczać. Na horyzoncie zobaczyłam jakąś postać. Nie potrafiłam jej rozpoznać jednak czułam, że muszę do niej pobiegnąć. Nie zrobiłam tego... Ja pofrunęłam! To było wspaniałe uczucie. Kiedy pokonałam może z połowę drogi do postaci ona skoczyła. No wiesz, z chmur na ziemię. Ja taka zszokowana chciałam ją złapać. Już prawie, prawie ją miałam. Jednak to było za mało. Postać roztrzaskała się o beton jakby była z porcelany.
- Interesujące... - wyszeptał Mick- To faktycznie może mieć jakiś związek z naszą zagadką.
- Pytanie: Jaki?- powiedziałam
- Oczywiście szanowny Michaelu. Czy raczyłbyś mi w tym pomóc?- prawie dławiłam się ze śmiechu
- Z największą przyjemnością. - on nie wytrzymał. Zaczął tracić ze śmiechu równowagę i zanim zdążyłam go ostrzec wpadł prosto na Sharon. Ona też straciła równowagę i upadła prosto pod nogi nauczycielki angielskiego. Zdążyłam ją już trochę poznać. Nie była zbyt sympatyczna.
- Co to ma znaczyć panno Swift?!-
byłam zdziwiona, że tak powiedziała, bo nigdy nie słyszałam
jeszcze nazwiska Sharon. Michael dalej nie umiał złapać oddechu
więc postanowiłam zabrać głos.
- W takim razie panno...- zapomniała mojego nazwiska. Świetnie...
- Hill. - podpowiedziałam
- Panno Hill, zostaniesz dzisiaj po lekcjach za robienie zamieszania w czasie przerwy. -ostatnie słowa prawie wysyczała
- To jakiś żart?- spytałam z niedowierzaniem
- Dodać ci jeszcze karę za brak szacunku dla nauczyciela?- zezłościła się
Nic na to nie odpowiedziałam.
Popatrzyłam na Sharon i Michaela, który złapał oddech i zrobił
się poważny. Pokiwali tylko głową i dali mi znać, że z nią nie
wygram. Dlatego powiedziałam tylko:
- Ma pani rację. Zachowałam się
bardzo nieodpowiedzialnie. Zasługuję na karę.- uśmiechnęłam się
i odeszłam. Wiedziałam, że nauczycielce opadła szczęka. Ponadto
słyszałam chichoty moich przyjaciół. Zaraz zaraz... Czy ja użyłam
słowa przyjaciół?! Tak! Wreszcie mam prawdziwych PRZYJACIÓŁ... W
sumie to bardzo dobrze, że wybrałam tą szkołę.
piątek, 10 maja 2013
wolne
Robię sobie wolne od bloga. Powiem wam dlaczego.
Pamiętacie moją papugę- Frugo?
Frugo- film
Mój pies ją zagryzł. Nie żyje. Pewnie wydaje wam się "no trudno, to tylko papuga, współczuję". Wcale tak nie jest. Mieszkała w całym moim sercu. Była dla mnie wszystkim. Dlatego mam krótko mówiąc żałobę. Nie mam siły pisać, ani blogować. Przykro mi. Wrócę kiedy będę gotowa.
Do zobaczenia,
wasza Pałka♥
Pamiętacie moją papugę- Frugo?
Frugo- film
Mój pies ją zagryzł. Nie żyje. Pewnie wydaje wam się "no trudno, to tylko papuga, współczuję". Wcale tak nie jest. Mieszkała w całym moim sercu. Była dla mnie wszystkim. Dlatego mam krótko mówiąc żałobę. Nie mam siły pisać, ani blogować. Przykro mi. Wrócę kiedy będę gotowa.
Do zobaczenia,
wasza Pałka♥
czwartek, 25 kwietnia 2013
Rozdział 6
- To znaczy, że nasi rodzice mieli
ze sobą coś wspólnego?- spytał mnie Mick
- No co?
- Wow... Niezłą masz wyobraźnię.- wybełkotał
- Przepraszam. Nie wiem dlaczego przy tobie mogę mówić to co myślę... Tak swobodnie się tutaj czuję, że chyba troszkę się rozpędziłam.- powiedziałam
- Nie, nie! Nie o to chodzi. Właśnie za to cię lubię...- jego policzki lekko zaróżowiły się
- Heh... To miło...- obdarzyłam go najpiękniejszym uśmiechem jaki potrafiłam stworzyć. Nagle coś przykuło moją uwagę.
- Ej Mick, co to? O tam na kominku? To świeci...- wstałam żeby zobaczyć to z bliska
- Nie mam pojęcia. Co to...- nie dokończył, bo był zajęty podchodzeniem do kominka. Kiedy znaleźliśmy się dostatecznie blisko w tym samym czasie poczuliśmy pieczenie. To naszyjniki nas paliły.
- Ja nie mogę... Znowu jak z
jakiegoś filmu. Założę się, że musimy je złączyć, prawda?-
spytał
- Tam coś jest!- krzyknęłam
- Poczekaj, wyjmę to.- sięgnął po tajemniczy przedmiot i po chwili trzymał go w rękach.
- To przypomina... Ptaka?- myślałam na głos
- No... Zmutowanego, ale przypomina.- uśmiechnął się Mick
Dotknęłam tego. Było to pomieszanie
metalu z drewnem. Dziwne...
- O nie! To będzie stało u mnie. Ok?- spytałam
- Jasne. Może wymyślisz co można z tym zrobić?
- Gdy usiądę na moim fotelu to na pewno pomyślę co z tym zrobić, ale czy wymyślę to już inna bajka.- chwila ciszy- To ja już może pójdę...
- Jak chcesz... Możesz tutaj wpadać kiedy zapragniesz.
- Ty do mnie wpadaj jutro po szkole!- uśmiechnęłam się
- Jasne, jasne. Przyjdę na pewno.- odpowiedział
piątek, 19 kwietnia 2013
Rozdział 5
Ubrałam czarny kapelusz ze znaczkiem
pumy, schowałam komórkę do kieszeni i wyszłam z domu. Droga do
Mick'a zajęłam mi około 20 minut. Nie dlatego, że była taka
długa, tylko zgubiłam się z trzy razy... Kiedy doszłam zobaczyłam
wielki, niebieski dom. Miał inny kształt niż reszta domów w
okolicy. Podeszłam do drewnianych drzwi i zadzwoniłam na dzwonek.
Po około trzech sekundach Mick już je otworzył i zaprosił mnie do
środka.
- Heh, rozgość się.- obdarzył mnie pięknym i ciepłym uśmiechem.- Moja mama wraca o 21:00 więc mamy sporo czasu. Może najpierw pokażę ci mój pokój?- pokiwałam głową – Chcesz się czegoś napić?
- Ok, może być woda.- zaprowadził mnie do swojego pokoju po czym wyszedł i zostawił mnie na chwilę samą. Miałam czas na rozglądanie się. Zaczęłam od zlokalizowania okna, które w przeciwieństwie do mojego było bardzo małe. Ściany miały beżowy kolor, a na łóżku była biała pościel. Przy ścianie stał tak samo biały kominek. Na nim mnóstwo zdjęć Michaela z rodziną i przyjaciółmi. Miał tutaj porządek. Ten pokój był o wiele większy od mojego, ale te okno...Po chwili Mick wrócił z napojami.
- Dzięki. Może jeśli mamy czegoś szukać to powinniśmy coś wiedzieć o swoich ojcach?- spytałam
- Nikomu jeszcze nie opowiadałem
historii mojego taty jaką znam.
-Jasne.- odpowiedział siadając koło mnie na łóżku. Zaczęłam opowiadać.
- Moi rodzice poznali się na przystani. Wtedy moja mama jechała na rowerze tak jak mój tata. Jednym słowem zderzyli się na drodze. Tata pomógł mamie wstać i tak od słowa do słowa zaprosił ją na kawę i ciasto. Nie znam ich dalszych losów aż do momentu, w którym się urodziłam. Przez parę lat żyliśmy jak zwykła rodzina, ale potem rodzice pokłócili się i ojciec wyjechał. W drodze miał wypadek. Nie wyhamował na zakręcie i spadł z samochodem z urwiska. Zginął na miejscu. Prawie wcale go nie pamiętam. Później żyłam razem z mamą bardzo normalnie. Jestem zwykłą nastolatką i ten cały naszyjnik nie trzyma się kupy...
- Moja historia jest bardzo podobna. Rodzice poznali się na wakacjach w górach. Okazało się, że mieszkają w tej samej dzielnicy. Zakochali się w sobie i założyli rodzinę. Tak jak u ciebie kilka lat żyliśmy normalnie, aż moi rodzice mieli kłótnię, mój tata wyszedł zły z domu i na ulicy potrącił go tir. Tragiczne, ale prawdziwe. Moja mama bardzo rzadko go wspomina. Dopiero dziś rano... Co mają do tego te naszyjniki?!
- Gdybym tylko wiedziała... Czekaj! Którego jest rocznica śmierci twojego taty?- spytałam
- Pierwszego maja. A czemu pytasz?
- O mój boże!!! To zupełnie tak samo jak mojego...- zaczęło mi się kręcić w głowie, ale kątem oka zobaczyłam, że Mick jest blady jak pościel na jego łóżku.
Mam nadzieję, że wam się spodobało :-)
Zawaliłam xD
Pod poprzednim postem było mnóstwo komentarzy. Poczytałam, pomyślałam i bardzo was przepraszam. Wcześniej wydawało mi się pisanie tego opowiadania bardzo łatwe dlatego napisałam, że będzie co dwa dni. Przeceniłam swoje możliwości. Tym razem przysięgam, że zabieram się po napisaniu ten notki ( 19.04 17:00) do wcześniejszego przypomnienia sobie opowiadania i napisania kolejnego rozdziału. Może umówmy się na przynajmniej jeden rozdział na tydzień? Wiem, że to długo, ale nie wchodzę na laptopa tak często jak w zimę ( rozumiecie- wiosna). Dobra zabieram się do pracy!
wtorek, 2 kwietnia 2013
Rozdział 4
Mick już czekał pod bramą. Był
oparty o mur i wyglądał przy tym jak jakiś model. Chyba powinnam
nakarmić potwora w moim brzuchu, bo chyba się obudził... Podeszłam
do Micka bez słowa. Odszedł od muru i stanął naprzeciwko mnie.
Przeszliśmy kilka metrów i zaczął
mówić:
-Aha... No masz rację, moja mama słowem o tym nie wspomniała. Możesz mi pokazać jeszcze raz twój medalion? - błyskawicznie mi go podał. Zdjęłam swój, usiadłam na ławce i zaczęłam je porównywać.
-Hej! - krzyknął niespodziewanie- Czekaj, przyłóż je do siebie. Na wielu filmach tak robią...
Zrobiłam to. Niespodziewanie oba
naszyjniki zaczęły świecić na niebiesko. Oboje powiedzieliśmy
zszokowane „wow”.
-Kto wie... Ale może nie śpieszmy się ok? Podejrzewam, że będziemy jeszcze mieli siebie dość. W tym sensie, że tyle czasu ze sobą spędzimy. Co nasi ojcowie mieli ze sobą wspólnego?
-Może byli braćmi... Nie, co ja gadam. Lepiej żeby nie byli...
Mick zaśmiał się. Chyba pomyślał o
tym co ja. Poruszył się nerwowo i dodał:
-Jasne, czemu nie. A... No wiesz nie wiem gdzie mieszkasz.
Powiedział mi adres, który
zapisałam w telefonie. Wreszcie się na coś przydał. Był cały
seledynowy. Mick stwierdził, że jest super. Mi tam było obojętnie,
byle by dzwonił. Odprowadził mnie do domu, ja spytałam czy chce
wejść, ale powiedział, że najpierw zaliczymy jego dom. Zjadłam
obiad, odrobiłam lekcje i usiadłam w moim ukochanym fotelu. Miałam
godzinę na rozmyślania. W końcu moje wczorajsze myśli zaczęły
się spełniać. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Mick zaprosił
mnie do siebie na całe popołudnie. Uśmiechnęłam się do siebie.
Czy właśnie teraz rzeczywistość miała być lepsza od snów? W
końcu: ładny chłopak, jakieś czary no i oczywiście to, że mamy
ze sobą coś wspólnego ( mam nadzieję, że nie ojca...).
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Rozdział 3
W nocy śniła mi się łąka.
Piękna, słoneczna z tysiącami kwiatów. Zerwałam jeden- biały.
Uruchomiłam tym jakąś katastrofę- wszystkie rośliny zaczęły
więdnąć, gasnąć. Słońce zasłoniły chmury i zaczęło padać.
Wystraszona uciekłam w głąb lasu. Potknęłam się i upadłam w
błoto. Nie miałam siły się podnieść. Zasnęłam w śnie, żeby
obudzić się w realu... To było dziwne.
Ubrałam na siebie spodnie w kwiaty,
granatowy t-shirt i jeansową kurtkę. Ubrałam te same budy co dzień
wcześniej. Na śniadanie pochłonęłam jakiś twarożek i już
brałam torbę jak zawołała mnie mama.
Wzięłam pudełko i otworzyłam je. W
środku zobaczyłam piękny naszyjnik. Był to cienki, złoty
łańcuszek z wisiorkiem. Wisiorek przypominał jajo. Te „ jajo”
podtrzymywało coś jakby złote gniazdo. Było w nim kilka
brylancików.
Tym razem nie włączyłam mp3. Za
dużo miałam myśli w głowie. Dlaczego tata zostawił dla mnie ten
naszyjnik? Dlaczego mama miała mi go dać kiedy będę gotowa? Skąd
go miał? Tyle pytań, brak odpowiedzi. Kiedy zobaczyłam mury szkoły
znowu poczułam tego małego potworka... Przełknęłam ślinę i
poszłam pod salę od biologii. Mick już tam był. Tym razem nie
grał razem z Colinem tylko siedział na murku rozglądając się na
wszystkie strony. Kiedy mnie dostrzegł wstał i pomachał mi.
Uśmiechnęłam się do niego. Czyżby czekał na mnie? Nie, Bleise-
nie rób sobie nadziei! Podeszłam do niego.
-Słuchaj, musimy pogadać...- niespodziewanie zerknął na mój naszyjnik po czym dodał- Powinno to cię zainteresować- wyjął coś z kieszenie, chwycił moją rękę i coś mi tam położył. Zerknęłam. To co zobaczyłam sprawiło u mnie zawrót głowy.
-Jak... Dlaczego... O co tu chodzi?- wyjąkałam
-O tym właśnie musimy pogadać. Poczekaj na mnie po szkole.- kiedy to powiedział niespodziewanie się uśmiechnął co rozładowało atmosferę i uciszyło moje mdłości.
Całą biologie nie mogłam się
skupić. Dopiero po lekcji Sharon podeszła do mnie i kazała mi się
obudzić. Nie pytała co się stało, bo znalazła sama jakieś
wyjaśnienie w czasie swojej paplaniny. Na angielskim poszło mi
łatwiej z tym całym skupianiem się, bo nie było Michaela. Byłam
może obecna na 70%. To jak na mnie dość sporo... Cały czas
bawiłam się moim naszyjnikiem. Co mogło być nie tak, że Mick
miał taki sam? O co tutaj chodziło. Może mamy wspólnego ojca? Lub
nasi rodzice byli w jakiejś sekcie. A może to po prostu zwykły
przedmiot made in china kupiony w markecie? Dość tego Blaise!
Jesteś w szkole, nie wolno ci się tutaj wyłączać. Matematyka,
historia, francuski i wf przeminęły szybciej. Nie mogłam się już
doczekać spotkania z Mickiem. Cała chodziłam, aż musiałam iść
do łazienki. To mój pierwszy raz w nowej szkole więc starałam się
nie zwariować. Pomalowałam usta malinową pomadką i ruszyłam
przed bramę szkoły.
niedziela, 31 marca 2013
Ubrania
Żeby wam było łatwiej ją sobie wyobrazić...
Naszyjnik pojawi się w przyszłych rozdziałach...
- Strój Blaise:
Naszyjnik pojawi się w przyszłych rozdziałach...
- Strój Sharon:
Imiona
W tej krótkiej notce będę dodawać imiona bohaterów i ich wymowę. Będzie ona aktualizowana więc jeśli macie jakieś wątpliwości co do wymowy możecie tutaj zerkać.
1. Blaise ( Bleisi)
2. Sharon ( Szaron)
3. Colin ( Kolin)
4. Michael/ Mick ( Majkel/ Majk )
1. Blaise ( Bleisi)
2. Sharon ( Szaron)
3. Colin ( Kolin)
4. Michael/ Mick ( Majkel/ Majk )
Rozdział 2
Była ładna pogoda więc większość
uczniów chodziła w krótkim rękawku, ale mi było chłodno. Kiedy
doszłyśmy do budynku nr 2 poczułam ból na plecach. Odwróciłam
się i zobaczyłam dwóch chłopców. Pierwszy stał bliżej mnie.
Miał brązowe włosy i trzymał ręce w przepraszającym geście.
Był trochę wyższy ode mnie. Drugi stał zaniepokojony z tyłu. Był
znacznie przystojniejszy od pierwszego. Miał włosy jak Edward ze
zmierzchu. Kolorem też je przypominały. Był wyższy od kolegi, ale
nie wielki.
-Yyy... Ta-tak. Nic mi nie jest.- odpowiedziałam szybko
-Sharon podasz piłkę? -spytał moją znajomą, ale nie zwróciłam na to uwagi. Jego kolega właśnie podchodził w naszym kierunku.
-Jestem Colin, a ten – wskazał na swojego przyjaciela- Michael.
-Mick. - poprawił Colina – A ty jak się nazywasz?
-Yyy.. Ja? Ja jestem... No... Nazywam się Blaise. Blaise Hill.- wybełkotałam
-Miło cię poznać. Też macie teraz biologię?- odwrócił się w stronę Sharon
-Taaa...- odpowiedziała
Tą wymianę zdań przeszkodził nam o
wiele za głośny dzwonek. Wszyscy ruszyli do drzwi klasy, tylko Mick
się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech. Kiedy weszłam
do klasy zobaczyłam około 20 twarzy patrzących tylko na mnie (
licząc nauczyciela, który miał tak na oko licząc 134 lata...).
Nagle moja torba stała się wyjątkowo
ciężka. Wędrówka od drzwi aż pod jedno z wielkich okien nie była
łatwa. Chyba z dwa razy się potknęłam... Mick uśmiechnął się
do mnie pocieszająco. Usiadłam dokładnie pod oknem. Był nawet
ładny widok, ale bardziej interesowała mnie moja prawa strona-
przyjaciel Colina. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego strój.
Miał na sobie czarną skórę, pod nią biały t-shirt i jasne
jeansy. Przez następne 45 minut nauczyciel ględził coś o
genetyce, słuchałam go ociupinkę, ociupineczkę żeby nie wyjść
na nieuka. Jednak Mick strasznie mi to utrudniał. Po dzwonku Mick
spytał mnie czy to już miałam w poprzedniej klasie, a ja pokiwałam
bezmyślnie głową. Nie zastanowiłam się czy to znaczyło tak czy
nie, ale ufałam swojej podświadomości. Reszta dnia minęła dość
nudnie. Na przerwach Sharon coś tam sobie gadała, a ja ani trochę
jej nie słuchałam. Myślałam tylko o nim. Najgorzej było na
wf-ie. Chłopcy mieli nogę, a my siatkówkę. Sala była duża, ale
i tak cały czas jakaś piłka waliła mnie w głowę lub musiałam
biegać na część chłopców po nasza piłkę. Oczywiście był tam
Colin i ON.
Droga do szkoły minęła mi szybko,
ale szłam sama, bo jak się okazało tylko ja mieszkałam w tamtej
okolicy. No cóż, przynajmniej miałam czas na przemyślenia i
wzięcie się w garść. Miałam dopiero 15 lat! Włożyłam swoje
różowe słuchawki i puściłam Lady Gage- Poker Face. Kiedy
weszłam do domu poczułam zapach obiadu. Weszłam po schodach do
swojego pokoju, rzuciłam torbę w kąt i usiadłam na swoim dużym,
bujanym fotelu. Lubiłam na nim siedzieć, ponieważ był ustawiony
pod oknem. Mogłam przechylić głowę w prawo i widziałam cały
pokój. Niebieskie ściany, rozkładane łóżko no i te wszystkie
obrazy. Kochałam je ( były na nich same widoki). Mój laptop zwykle
stał na biurku po lewej stronie fotela. Był tam straszny bałagan
więc rzadko tam zerkałam. Widok miałam na park i moje ulubione
drzewo, na którym były dwa gniazda i dziupla trzech wiewiórek (
Alex, Kate i Corny ). Następną godzinę spędziłam na mojej
ulubionej czynności- marzeniu.
sobota, 30 marca 2013
Rozdział 1
Nazywam się Blaise Hill. Opowiem wam
historię, która zdarzyła mi się dwa lata temu. Byłam wtedy
niebieskooką blondynką średniego wzrostu z falowanymi włosami za
ramiona. Nie byłam zbyt towarzyska. Lubiłam spędzać czas sama.
Miałam wtedy chwilę marzyć i myśleć o swoich problemach. Na
początku były to problemy zwykłe, proste. Jednak w późniejszym
czasie przerosły by one nie jednego dorosłego. Przenieśmy się do
czasu teraźniejszego. Do roku 2011.
-Już idę mamo!- krzyknęłam. Zabrałam torbę z łóżka i zbiegłam po schodach. - Kurczę, mogłaś mnie obudzić pół godziny wcześniej!
-Przepraszam, ale jesteś już piętnastolatką i myślałam, że potrafisz ustawić sobie budzik na telefonie, który dostałaś właśnie na urodziny! On miał ci o tym przypominać...- westchnęła
Pożegnałam się, założyłam
słuchawki i wyszłam z domu. Miałam ubrane czarne rurki, kremowy
t-shirt no i oczywiście moją ukochaną zieloną kurtkę z czegoś
na kształt skóry. Moje buty były zwykłymi beżowymi trampkami do
kostek ( bez kółeczka converse). Włosom pozwoliłam luźnie upadać
na ramiona. Jedyny kosmetyk jaki używałam to balsam do ust. Szkoła
znajdowała się dziesięć minut od mojego domu ( przynajmniej moim
tempem). Była to inna szkoła niż ta, do której chodziłam rok
temu. Tamta została zamknięta z powodu łamania regulaminu przez
dyrektora- długa historia. Wszyscy moi znajomi ( którzy raczej mnie
unikali) rozeszli się po różnych szkołach w Liverpoolu. Super,
nowa szkoła, nowi ludzie- jeszcze więcej członków funclubu „
kto nie przepada za Blaise”... Ugh! Właśnie leciała piosenka
Fergie kiedy zobaczyłam budynek szkoły. Oczywiście przechodziłam
tędy miliony razy, ale nigdy nie miałam wejść do środka.
Poczułam motylki w brzuchu. Szkoła była wielka. Była podzielona
na trzy budynki ( jeden z klasami humanistycznymi, drugi do matmy i
przyrody, a trzeci to sala gimnastyczna). Każdy przedmiot ( oprócz
wf-u ) miał przynajmniej trzy sale. Uczniów w zeszłym roku było
1219, ale teraz razem ze mną i innymi „nowymi” będzie więcej.
Czułam się jakby jakiś mały potwór zjadał mój żołądek od
środka. Wyłączyłam mp3, schowałam do swojej niebieskiej torby i
weszłam za mury high school. Miałam wrażenie, że wszyscy się na
mnie gapią, ale oczywiście nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
No prawie nikt. Kiedy przystanęłam przy drzwiach do budynku
humanistycznego ( z gabinetem dyrektora, pokojem nauczycielskim i
tablicom, na której miały być wszystkie newsy) podbiegła do mnie
jakaś dziewczyna. Miała długie, brązowe włosy, była ubrana w zieloną sukienkę i jeansową kurtkę.
- Dzięki, ale wole cierpieć w samotności...- oschle ją spławiłam. Może to właśnie dla tego ludzie mnie unikali? Byłam po prostu wredna?
-Och... No dobra, niech ci będzie. -posmutniała, ale za sekundę jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozweselała- Sprawdziłaś już jaką masz pierwszą lekcje? I w ogóle jaki plan?
- Yyy... No właśnie chciałam, ale mnie zagadałaś. - podeszłam do okienka pań sekretarek, przedstawiłam się i poprosiłam o plan. Sekretarka była sympatyczną blondynką w okularach. Miała może ok. trzydziestki.
- Proszę bardzo. Pierwszą masz biologię. Musisz przejść do budynku numer 2.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Jej ja też mam teraz biologię! Ale super, będziemy razem. - złapała mnie pod ramię i pociągnęła za sobą.
„ No, naprawdę super”- pomyślałam
z sarkazmem. Chociaż straszna z Sharon gaduła była całkiem spoko.
Jako jedyna nie uciekała przede mną. Postanowiłam być dla niej
trochę milsza.
Początek
Jestem Pałka i będę pisać opowiadanie o Blaise Hill. Jest ona przedstawiona na zdjęciu w nagłówku ( grała Cassie w Tajemnym Krągu). Wybrałam ją, ponieważ pasuje do postaci Blaise. Miłego czytania rozdziałów. W opowiadaniu możecie spotkać motywy ze Zmierzchu i Tajemnego Kręgu. :-)
Pałka♥
Pałka♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)