- To znaczy, że nasi rodzice mieli
ze sobą coś wspólnego?- spytał mnie Mick
- No co?
- Wow... Niezłą masz wyobraźnię.- wybełkotał
- Przepraszam. Nie wiem dlaczego przy tobie mogę mówić to co myślę... Tak swobodnie się tutaj czuję, że chyba troszkę się rozpędziłam.- powiedziałam
- Nie, nie! Nie o to chodzi. Właśnie za to cię lubię...- jego policzki lekko zaróżowiły się
- Heh... To miło...- obdarzyłam go najpiękniejszym uśmiechem jaki potrafiłam stworzyć. Nagle coś przykuło moją uwagę.
- Ej Mick, co to? O tam na kominku? To świeci...- wstałam żeby zobaczyć to z bliska
- Nie mam pojęcia. Co to...- nie dokończył, bo był zajęty podchodzeniem do kominka. Kiedy znaleźliśmy się dostatecznie blisko w tym samym czasie poczuliśmy pieczenie. To naszyjniki nas paliły.
- Ja nie mogę... Znowu jak z
jakiegoś filmu. Założę się, że musimy je złączyć, prawda?-
spytał
- Tam coś jest!- krzyknęłam
- Poczekaj, wyjmę to.- sięgnął po tajemniczy przedmiot i po chwili trzymał go w rękach.
- To przypomina... Ptaka?- myślałam na głos
- No... Zmutowanego, ale przypomina.- uśmiechnął się Mick
Dotknęłam tego. Było to pomieszanie
metalu z drewnem. Dziwne...
- O nie! To będzie stało u mnie. Ok?- spytałam
- Jasne. Może wymyślisz co można z tym zrobić?
- Gdy usiądę na moim fotelu to na pewno pomyślę co z tym zrobić, ale czy wymyślę to już inna bajka.- chwila ciszy- To ja już może pójdę...
- Jak chcesz... Możesz tutaj wpadać kiedy zapragniesz.
- Ty do mnie wpadaj jutro po szkole!- uśmiechnęłam się
- Jasne, jasne. Przyjdę na pewno.- odpowiedział