Nazywam się Blaise Hill. Opowiem wam
historię, która zdarzyła mi się dwa lata temu. Byłam wtedy
niebieskooką blondynką średniego wzrostu z falowanymi włosami za
ramiona. Nie byłam zbyt towarzyska. Lubiłam spędzać czas sama.
Miałam wtedy chwilę marzyć i myśleć o swoich problemach. Na
początku były to problemy zwykłe, proste. Jednak w późniejszym
czasie przerosły by one nie jednego dorosłego. Przenieśmy się do
czasu teraźniejszego. Do roku 2011.
-Blaise! Szybko, bo się spóźnisz!
-Już idę mamo!- krzyknęłam.
Zabrałam torbę z łóżka i zbiegłam po schodach. - Kurczę,
mogłaś mnie obudzić pół godziny wcześniej!
-Przepraszam, ale jesteś już
piętnastolatką i myślałam, że potrafisz ustawić sobie budzik
na telefonie, który dostałaś właśnie na urodziny! On miał ci
o tym przypominać...- westchnęła
Pożegnałam się, założyłam
słuchawki i wyszłam z domu. Miałam ubrane czarne rurki, kremowy
t-shirt no i oczywiście moją ukochaną zieloną kurtkę z czegoś
na kształt skóry. Moje buty były zwykłymi beżowymi trampkami do
kostek ( bez kółeczka converse). Włosom pozwoliłam luźnie upadać
na ramiona. Jedyny kosmetyk jaki używałam to balsam do ust. Szkoła
znajdowała się dziesięć minut od mojego domu ( przynajmniej moim
tempem). Była to inna szkoła niż ta, do której chodziłam rok
temu. Tamta została zamknięta z powodu łamania regulaminu przez
dyrektora- długa historia. Wszyscy moi znajomi ( którzy raczej mnie
unikali) rozeszli się po różnych szkołach w Liverpoolu. Super,
nowa szkoła, nowi ludzie- jeszcze więcej członków funclubu „
kto nie przepada za Blaise”... Ugh! Właśnie leciała piosenka
Fergie kiedy zobaczyłam budynek szkoły. Oczywiście przechodziłam
tędy miliony razy, ale nigdy nie miałam wejść do środka.
Poczułam motylki w brzuchu. Szkoła była wielka. Była podzielona
na trzy budynki ( jeden z klasami humanistycznymi, drugi do matmy i
przyrody, a trzeci to sala gimnastyczna). Każdy przedmiot ( oprócz
wf-u ) miał przynajmniej trzy sale. Uczniów w zeszłym roku było
1219, ale teraz razem ze mną i innymi „nowymi” będzie więcej.
Czułam się jakby jakiś mały potwór zjadał mój żołądek od
środka. Wyłączyłam mp3, schowałam do swojej niebieskiej torby i
weszłam za mury high school. Miałam wrażenie, że wszyscy się na
mnie gapią, ale oczywiście nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
No prawie nikt. Kiedy przystanęłam przy drzwiach do budynku
humanistycznego ( z gabinetem dyrektora, pokojem nauczycielskim i
tablicom, na której miały być wszystkie newsy) podbiegła do mnie
jakaś dziewczyna. Miała długie, brązowe włosy, była ubrana w zieloną sukienkę i jeansową kurtkę.
- Cześć! Jestem Sharon. Ty jesteś
Blaise, prawda? Mogę cię oprowadzić po szkole. Co ty na to?
- Dzięki, ale wole cierpieć w
samotności...- oschle ją spławiłam. Może to właśnie dla tego
ludzie mnie unikali? Byłam po prostu wredna?
-Och... No dobra, niech ci będzie.
-posmutniała, ale za sekundę jakby za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki rozweselała- Sprawdziłaś już jaką masz pierwszą
lekcje? I w ogóle jaki plan?
- Yyy... No właśnie chciałam, ale
mnie zagadałaś. - podeszłam do okienka pań sekretarek,
przedstawiłam się i poprosiłam o plan. Sekretarka była
sympatyczną blondynką w okularach. Miała może ok. trzydziestki.
- Proszę bardzo. Pierwszą masz
biologię. Musisz przejść do budynku numer 2.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Jej ja też mam teraz biologię!
Ale super, będziemy razem. - złapała mnie pod ramię i pociągnęła
za sobą.
„ No, naprawdę super”- pomyślałam
z sarkazmem. Chociaż straszna z Sharon gaduła była całkiem spoko.
Jako jedyna nie uciekała przede mną. Postanowiłam być dla niej
trochę milsza.